Pierwsze dni Ewy na University of Surrey

Życie jest pełne niespodzianek, w lipcu 2016 roku po otrzymaniu wyników matury zdałam sobie sprawę, że moje marzenie o studiach w Wielkiej Brytanii właśnie się spełnia. Udało mi się dostać na wymarzoną uczelnię – University of Surrey i właśnie miałam rozpocząć jedną z najbardziej fascynujących, ale i też wyzywających przygód w moim życiu.

Sam uniwersytet zajmuje 4 miejsce w Wielkiej Brytanii według rankingu The Guardian (2016). Został też nagrodzony tytułem University of the Year (2016) przez magazyn Times. Już w momencie aplikacji wiedziałam na co się decyduje. Będę z dala od domu i znajomych, często zdana tylko na siebie, wrzucona na głęboką wodę. Ale czy nie o to chodzi? Aby ciągle stawiać sobie nowe wyzwania i wysokie cele, po to aby nauczyć się czegoś nowego i doświadczyć rzeczy, których idąc drogą wybieraną przez większość nigdy byśmy nie doświadczyli?! Jeśli się boisz i masz wątpliwości, wiedz, że każdy je ma i że jedyny sposób, aby się przekonać czy dasz radę jest spróbować. Postanowiłam, że tak właśnie zrobię i mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że było warto.

Przyleciałam do Anglii  28 września, na lotnisku w Londynie czekała na mnie ekipa “Meet and Greet” w koszulkach z logiem uniwersytetu oraz pozostałymi osobami które przyleciały z różnych stron świata, aby tak jak ja, rozpocząć swoją przygodę. Już na tym etapie zaczęłam rozmawiać z pozostałymi ‘freshers’ w oczekiwaniu na autobus, który miał nas zabrać na campus. Pierwszy plus studiów tutaj? Jesteś w międzynarodowym i różnorodnym środowisku. Między nami byli między innymi Chińczycy, Kanadyjczycy, Amerykanie, a nawet Australijczycy!

W tym momencie zdałam sobie sprawę że mój dwugodzinny lot był niczym, w porównaniu do osób, które spędziły dwa dni w podróży i że wszyscy jesteśmy w tej samej sytuacji – z dala od domu i naszej strefy komfortu. Z tego powodu nie można się wstydzić ze sobą rozmawiać i trzeba się nawzajem wspierać.

Postanowiłam się przełamać i spróbować nawiązać jak najwięcej kontaktów, nie tylko po to, żeby stworzyć siatkę znajomych, ale też aby poznać osoby z różnych kultur i poszerzyć swoje horyzonty.

Po godzinie drogi autobusem z lotniska wreszcie dotarliśmy do Guildford, magicznej miejscowości w której znajduje się University of Surrey. Sposób w jaki zostaliśmy przywitani przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Na drodze prowadzącej do mojego akademika stało kilkanaście osób z banerami wskazującymi drogę, w koszulkach z logiem ‘Surrey Angels’. Odpowiadały one na każde pytanie nowo przybyłych studentów. Wszędzie były strzałki i banery, a na głównym placu grała muzyka. Przedstawiciele Students Union oraz maskotka uniwersytetu – jeleń, porywali do tańca przechodniów. Wszystko wydawało się surrealne. Piękny słoneczny dzień, masę życzliwych ludzi, niesamowity campus i… ja. Co chwile szczypałam się w rękę upewniając się, że to nie jest sen. ‘Surrey Angels’ pomogli mi zarejestrować się w recepcji oraz wnieść bagaże do pokoju w moim akademiku.

Pierwszy tydzień czyli tzw. ‘Freshers Week’ był przepełniony wydarzeniami, spotkaniami integracyjnymi, oraz imprezami organizowanymi przez Students Union. Był to niesamowity czas, kiedy mogłam poznać zarówno osoby z którymi mieszkałam w budynku akademika jak i dziesiątki innych, z mojego kierunku oraz z organizacji studenckich w które postanowiłam zaangażować się od samego początku. Uniwersytet bardzo pomógł mi w wyborze spośród setek societies, ponieważ zorganizowano próbne sesje na które każdy mógł przyjść bez żadnych zobowiązań, aby spróbować czegoś nowego i sprawdzić czy chce zaangażować się w daną grupę. Dzięki temu spróbowałam między innymi nowych sportów: wspinaczki na ściance, squasha, taekwondo, pilates czy boxu.

Sam uniwersytet robi niesamowite wrażenie. Budynki są potężne i cudownie wyposażone, Surrey Sports Park jest jednym z najnowocześniejszych centrów sportowych w całej Wielkiej Brytanii i mieści w sobie wspomnianą wcześniej ścianę do wspinaczki czy basen olimpijski na którym trenowali m.in zawodnicy przygotowujący się do Olimpiady w Londynie w 2012 roku. Campus jest otoczony parkiem, a na jego terenie znajdziecie nawet jeziorko! Sercem campusu jest 5-piętrowa nowoczesna biblioteka.

Jeśli chodzi o samą strukturę mojego kierunku, jako studentka prawa, w  pierwszym semestrze mam 4 moduły (przedmioty) –  z dwóch z nich w styczniu muszę napisać dwugodzinny egzamin który stanowi 100% mojej oceny za pierwszy semestr, na pozostałe dwa muszę przygotować eseje oraz tzw. problem questions, które polegają na zaaplikowaniu naszej wiedzy do prawdziwych sytuacji życiowych i rozwiązaniu potencjalnego problemu prawnego. W przeciwieństwie do Polski, w Anglii kładzie się nacisk na umiejętności praktyczne, nie teoretyczne. Właśnie dlatego uczę się między innymi jak negocjować, jak przemawiać w sądzie, czy jak czytać sprawy, aby umieć wybrać tylko te informacje, które są istotne przy rozwiązywaniu konkretnego ‘problem question’. Ponadto uczymy się jak reagować np. gdy klient przyjdzie do nas z konkretnym problemem prawnym i jak przeprowadzić z nim rozmowę, aby uzyskać informacje potrzebne do analizy jego problemu i konieczne aby ocenić jego szanse w sądzie.

Każdy student ma przydzielonego tzw. personal tutora, który zawsze służy radą i można umówić się z nim na indywidualne spotkanie. Ponadto wykładowcy są otwarci i przyjaźni dla studentów. Traktują ich jak ludzi z ambicjami, którym należy się pomoc i rada dlatego nigdy nie odrzucają nawet wydawałoby się prostych i oczywistych pytań.

Z wykładowcą również można umówić się na indywidualną rozmowę bądź przyjść do biura w godzinach otwartych. Bardzo pomocna jest też platforma internetowa stworzona specjalnie dla studentów University of Surrey na której znajdują się materiały do przeczytania, prezentacje multimedialne używane w trakcie wykładów (przydatne gdy nie zdążysz zrobić notatek) oraz kalendarz i informacje dotyczące planu lekcji czy systemu oceniania. Law Society prowadzi program mentoringowy w który zaangażowani są studenci z 2 i 3 roku oraz organizuje spotkania z firmami prawniczymi.  

Przed przyjazdem nie byłam pewna czy prawo w Anglii to dobry pomysł, gdyż obawiałam się prawa precedensowego i tego że studiowanie tego kierunku zwiąże mnie na zawsze z Wielka Brytanią. Nic bardziej mylnego! Jest to bardzo elastyczny kierunek po którym wcale nie trzeba pracować w sądzie. Wiele umiejętności takich jak krytycznie myślenie, szybkie przetwarzania informacji i dochodzenia do meritum problemu przydaje się w każdej dziedzinie życia. Wbrew ogólnej opinii prawo nie jest nudne, ani monotonne i nie polega jedynie na zapamiętywaniu suchych faktów i reguł. Wręcz przeciwnie, kierunek zmusza mnie do krytycznego myślenia i analizy informacji oraz organizacji moich myśli, tak aby dojść do konkretnych wniosków i rozwiązań. Łączy w sobie zarówno historię jak i politykę oraz bieżące wiadomości ze świata i europy. Przykładowo, na prawie konstytucyjnym omawiamy wpływ Brexit’u na sytuację prawną Wielkiej Brytanii, ale również całej Unii Europejskiej.

Umiejętność godzenia nauki, z codziennymi obowiązkami pomaga stać się całkowicie niezależnym człowiekiem. Na moim uniwersytecie dodatkowo istnieje możliwość spędzenia roku (tzw. placement year) w firmie bądź na uniwersytecie partnerskim. Pozwala to wzbogacić CV i jeszcze bardziej poszerzyć umiejętności praktyczne.

Podsumowując, w ciągu ostatnich trzech miesięcy, nauczyłam się i doświadczyłam bardzo dużo nowych rzeczy, które pozwoliły mi się rozwinąć i stać się bardziej niezależną osobą. Poznałam niezwykłych ludzi i podjęłam się wielu wyzwań które pomogły mi uwierzyć w siebie. Dzięki Smart Prospects, Ty też możesz dostać się na studia do Wielkiej Brytanii!! Nie pozwól aby strach i wątpliwości przeszkodziły Ci w spełnianiu swoich marzeń i walcz, aby je dogonić. Nigdy nie żałuj, nie myśl co by było gdyby tylko spróbuj i zobacz na własne oczy, że warto! Pamiętaj, że większość ludzi żałuje nie tego czego spróbowało, ale tego czego nie miało odwagi spróbować.

Jako ambasador Smart Prospects z chęcią odpowiem na wszelkie nurtujące Cię pytania. 

Jeśli ten artykuł był dla Ciebie pomocny, kliknij w ten link: https://www.sp.edu.pl/?ref=447 i zarejestruj się na stronie Smart Prospects, aby rozpocząć swoją aplikację całkowicie za darmo! ?

Pierwsze dni Oliwii na University of Birmingham

We wrześniu tego roku zaczęła się przygoda mojego życia, którą jeszcze dwa lata temu uznałabym za niemożliwą. Ale niemożliwe nie istnieje! Obecnie studiuję Mathematics with Business Management na University of Birmingham.

Cały mój pobyt tu jest zupełnie wyjątkowy i jestem przekonana, że Twój też taki będzie!

U mnie niekonwencjonalnie od samego początku. Po pierwsze, nie przyleciałam tu samolotem, lecz przyjechałam autobusem, ponieważ mogłam zabrać więcej bagażu za niższą cenę. Muszę przyznać, że 29 godzin w autokarze tylko tak źle brzmi. Po drodze poznałam wielu Polaków pracujących w UK, z którymi wymieniłam się mailami i z którymi nadal mam kontakt.

Mieszkam w akademiku. Mieszanka kulturowa jest i to znaczna, czasem nawet wybuchowa, ale przynajmniej nie jest nudno. To właśnie tu byłam świadkiem otwierania puszki konserwowej za pomocą tasaka. Takiego widoku w Polsce bym raczej nie miała. ?

Właśnie, jeśli chodzi o porównanie z Polską… Studia wyglądają tu inaczej, zupełnie inne podejście – indywidualne do każdego studenta. Większy nacisk położony jest na pracę własną, zajęć na uczelni mam tylko 18 godzin w tygodniu, choć niektóre kierunki mają ich dużo mniej (np. historia – 8 godzin). Jednak nie oznacza to, że nie ma wsparcia ze strony uczelni. Jest i to większe niż zazwyczaj w Polsce. Mam swojego tutora, a także możliwość korzystania z pomocy uczniów postgraduate podczas support classes. 

Oczywiście nie samą nauką człowiek żyje. Na mojej uczelni funkcjonuje ponad 250 różnych societies. Jestem w Polish Society, gdzie poznałam moich rodaków na emigracji. Polish Society organizuje różne imprezy (np. Vodka tasting), ale także tradycyjne polskie eventy, takie jak lepienie pierogów czy wspólna wigilia.

Jak już się pouczymy, wybawimy, to przyjdzie czas na sport. Różnorodność jest naprawdę niewyobrażalna. Od snookera przez windsurfing i Jiu Jitsu po skakanie na trampolinie. Osobiście wybrałam koszykówkę i drużyna jest naprawdę wspaniała.

Wyjazd do UK to także poznanie wielu nowych ludzi i innych kultur. Można mieć do tego tematu tradycyjne podejście i chodzić na eventy lub imprezy albo na przykład skręcić kostkę (tak, to ja…) i wówczas poznać ludzi, którzy zaoferują pomoc poprzez poniesienie plecaka na drodze z uniwersytetu. Oba sposoby skuteczne, chociaż tego ostatniego za bardzo nie polecam. Jednak dzięki niemu wiem jak tu funkcjonuje służba zdrowia i muszę przyznać, że naprawdę o niebo lepiej niż w Polsce.

Tak wygląda właśnie moja przygoda z Wielką Brytanią, tutejszymi studiami i życiem. To wszystko jest na wyciągnięcie ręki, wystarczy tylko trochę się postarać.

Pierwsze dni Marii na Lancaster University

Jeszcze pod koniec drugiej klasy liceum nawet przez myśl mi nie przeszło, że za rok będę studiować na jednej z najbardziej prestiżowych uczelni w Anglii – Lancaster University. Wtedy nie brałam nawet takiej opcji pod uwagę, ponieważ przerażała mnie wizja wyjazdu do innego miasta w Polsce, nie wspominając już o tym za granicę. Wszystko się jednak zmieniło, gdy w czasie moich zajęć w liceum odwiedziła nas przedstawicielka uniwersytetu Aberyswyth, którego sama była absolwentką.

Jeszcze tego samego dnia trafiłam na organizację Smart Prospects, która od razu wydawała mi się najbardziej profesjonalną wśród tych zajmujących się pomaganiem w aplikowaniu na studia w Wielkiej Brytanii. Pamiętam, że jeszcze tego samego dnia pomyślałam sobie, że w sumie czemu nie, że jeszcze moi rodzice żyli w takich czasach, że nie mieli takich możliwości, więc trzeba z nich po prostu korzystać. Po długim i dokładnym ‘research’u’ po uniwersytetach w UK, oczywiście z 24/7 wsparciem i cennymi radami Smart Prospects, moim firm choice został już wcześniej wspomniany Lancaster University, na który udało mi się spełnić wymagania (3 rozszerzenia, overall 80%).

Aby oswoić się chociaż trochę z brytyjskim akcentem i zapoznać z angielską kulturą, postanowiłam w czasie wakacji wyjechać na dwa miesiące do Leeds. I był to naprawdę świetny pomysł, który  polecam wszystkim tegorocznym maturzystom, ponieważ przyjeżdżając teraz do Lancaster miałam już założone konto bankowe, angielski numer oraz numer NIN (często wymagany przez pracodawców), a także bezcenne doświadczenia wizened z pierwszą pracą a także pierwszą tak długą rozłąką z najbliższymi.

Przed przyjazdem nie miałam pojęcia jak wygląda uniwersytet, więc nie wiedziałam za bardzo czego się mogę spodziewać. Dlatego gdy po raz pierwszy zobaczyłam Lancaster Uni, wywarł on na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Teren kampusu jest przeogromny, jednak nie ma się o co martwić, ponieważ wszystko jest odpowiednio oznakowane, do tego stopnia, że naprawdę trzeba być zdolnym, żeby się tam zgubić. ? Budynki są nowoczesne i świetnie wyposażone, a cały teren czysty, zadbany i otoczony ogromna zieloną przestrzenią z idealnie przyciętymi trawnikami.

Mieszkam poza kampusem, w centrum miasta, co jest dość rzadko spotykane wśród  studentów pierwszego roku, zwanych potocznie ‘freshersami’. Jednak pomimo tego, brałam udział w jak największej ilości wydarzeń, zabaw i spotkań organizowanych podczas pierwszego tygodnia, tzw. ‘freshers week’ i wcale nie utrudniło mi to poznania mnóstwa osób z najróżniejszych zakątków świata.

Wiadomo, że początki nigdy nie są łatwe, więc pomimo tego, że znałam przed przyjazdem kilku Polaków ze starszych roczników, to i tak czułam się lekko zagubiona i samotna. To już nie jest liceum na 300 uczniów mieszczących się w jednym budynku, tylko przeogromny teren gromadzący ponad 13000 osób z każdego kontynentu świata, o każdym możliwym kolorze skóry czy wyznania.

Uważam, że dziwne by było, gdyby ktoś od razu czuł się swobodnie i komfortowo w takim środowisku. Z doświadczenia już wiem, że jest to po prostu kwestia przyzwyczajenia, ponieważ stykamy się z czymś zupełnie dla nas nowym. A powszechnie wiadomo, że człowiek odczuwa strach przed nieznanym. Jestem tu jednak tylko tydzień, a i tak mogę szczerze powiedzieć, że z każdym dniem jest coraz lepiej. Ciągle poznaję nowych ludzi, którzy są przecież w dokładnie takiej samej sytuacji jak ja. I chyba to właśnie jednoczy nas najbardziej – to, że każdy zostawił w swoim kraju najbliższą rodzinę, przyjaciół i chce poznawać nowych ludzi.

Więc najważniejsza rada – nie bójcie się podchodzić pierwsi do nieznajomych, nie myślcie sobie, że to głupie, że nie wypada, że co sobie inni pomyślą. Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile szczerych uśmiechów i wdzięcznych spojrzeń wywołałam właśnie poprzez zapoznawanie się z własnej inicjatywy. Bądźcie zatem odważni, wierzcie w siebie i swoje możliwości, a droga do sukcesu stoi przed wami otworem.

Pierwsze dni Magdy na Nottingham Trent University

Przede wszystkim chciałabym wyjaśnić dlaczego piszę ten artykuł.

Swego czasu bardzo wiele osób – moich znajomych przede wszystkim – gdy dowiedziało się, że wybrałam studia w UK było pod… Wrażeniem? Ciężko to określić – po prostu wielu z nich twierdziło, że w życiu by nie byli w stanie przełamać się i wyjechać za granicę. Obcy kraj, obcy język… A tutaj właśnie to jest zupełnie odwrotnie. Chciałabym przekazać im wszystkim – jak i przekazać wam, obcym mi osobom, parę słów. Może będą to słowa otuchy, które ktoś będzie czytał dzień przed wyjazdem, albo słowa, które zadecydują o waszej przyszłości. Jestem bardzo zaszczycona pisząc coś takiego. Zaczynajmy więc! ?

Przybyłam do Anglii w pewien sierpniowy dzień, otworzyłam drzwi do domu i zupełnie nie mogłam ich zamknąć. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że większość drzwi w domach trzeba blokować przed zamknięciem (przeciąga się klamkę do góry).

To w sumie taka przenośnia, bo każdy z nas, przyjeżdżając do nowego kraju, miasta i tak dalej nie wie wielu rzeczy – czasem nawet tych najbardziej banalnych. Wiem, że to często jest dla nas straszną przeszkodą – nie podejmujemy się czegoś z tego względu, że boimy się, że nie będziemy czegoś wiedzieli. A wszyscy wokół nas wiedzą. Prawda jednak jest taka, że pewnie każdy obcokrajowiec kiedyś musiał dowiedzieć się o tym, że drzwi należy blokować przed zamknięciem – inaczej nie przekręcisz klucza.

To samo tyczy się innych rzeczy – kupowania biletów do komunikacji miejskiej, obsługi różnych urządzeń i tak dalej. I tutaj pierwsza rada, którą mam dla was – idąc gdzieś, zawsze zostawcie sobie jakieś wolne piętnaście minut (albo dziesięć) na obserwacje sytuacji i ewentualne zapytanie kogoś. Mowa tutaj o zapytaniu o drogę, zapytaniu o peron, autobus, pociąg, kupowanie biletów i wszystkie inne banalne sprawy, które mogą przeszkodzić wam w czymkolwiek. O wiele lepiej wyjść wcześniej, przyglądnąć się sytuacji dwa razy i dopiero potem działać. Zapewne gdyby nie ta reguła, to wiele razy wsiadłabym do złego pociągu czy trafiła na zły peron.

Kolejna rada – nie bójcie się pytać obcych. O wszystko, naprawdę. Brytyjczycy są bardzo mili i zawsze są chętni do pomocy. Przynajmniej ja nigdy nie spotkałam się z tym, że ktoś nie był. Ponadto wielokrotnie przez zagadaniem do kogokolwiek układam sobie w głowie frazę pokroju “przepraszam za mój angielski” albo “mój angielski nie jest perfekcyjny, ale…” i to, co chcę powiedzieć. Ale w rzeczywistości wygląda to tak, że zupełnie zapominam o tym powiedzieć i idę na całość.

Oczywiście, zdarzają się sytuację, kiedy wychodzi dość zabawnie… Czasem często jest tak, że jakaś osoba musi coś powtarzać kilka razy zanim to zrozumiem – ale oni są do tego w stu procentach przyzwyczajeni. Nawet już nie chodzi o ludzi pracujących w sklepach/restauracjach, ale o osoby w moim wieku, które również się uczą. Nikt ani razu nie odebrał źle tego, że nie mogłam go zrozumieć. W głównej mierze jest to dla nich zabawne, a czasem nawet z przyjemnością starają się pomóc, bo czują się potem lepiej.

O tak, nareszcie jestem po pierwszych wykładach i mogę coś o tym powiedzieć. Cóż, studiuję kierunek ściśle związany z kreatywnością, bo jest to projektowanie gier. Mogę więc wypowiedzieć się tylko, jeśli chodzi o coś takiego, a więc… W życiu nie spotkałam się z tak wielkim zaangażowaniem ze strony osoby prowadzącej zajęcia. Ludzie na Nottingham Trent University naprawdę robią to z powołania – są cały czas uśmiechnięci i wręcz nie zachowują się jak nauczyciele. Są jak swojego rodzaju nie wiem… Znajomi? Normalnie żartują sobie z uczniami podczas zajęć, bardzo swobodnie podchodzą do wielu spraw. Wszystko tłumaczą i co ważne – nie spotkałam się z tym, żeby jakiś wykładowca mówił niewyraźnie. Akurat na moim kursie, jestem chyba jedyną cudzoziemką w mojej grupie. Mimo to nauczyciele i tak mówią bardzo wyraźnie i głośno. Nie mam żadnego problemu ze zrozumieniem wykładów, a troszkę się o to martwiłam.

Co jeszcze mogę powiedzieć… Ciężko uwierzyć mi w to, że to są studia. Szkoła przeważnie kojarzyła mi się z nudnymi lekcjami, teorią… Może to kwestia tego, że wybrałam kierunek, który rzeczywiście odpowiada mojemu hobby. Siedząc na wykładzie czuję się tak, jakbym uczestniczyła w kolejnej rozmowie o grach z kimś, kto naprawdę ma do tego zapał.

Jestem bardzo szczęśliwa, że tutaj przyjechałam, że mogę realizować swoje marzenia i uczyć się wielu nowych rzeczy. Ta przygoda przede wszystkim zmieniła jednak mnie. Stałam się kimś lepszym, doroślejszym. Otwartym na nowe możliwości. Ale przede wszystkim przyczynił się do tego fakt, że jestem w miejscu, gdzie mogę realizować swoje marzenia. A raczej nic tak bardzo nie motywuje do robienia czegokolwiek.

Pierwsze dni Mateusza na University of Hull

Cześć, jestem Mati! Postaram się na początku przybliżyć moją sytuację, by móc bardziej oddać charakter i przybliżyć Was ku temu, co myślę na temat ludzi, mojej uczelni itd. ?
Aktualnie studiuję na University of Hull. Przyleciałem do Hull 5 dni przed rozpoczęciem roku akademickiego, który wystartował 26-ego września. Jestem tu już więc 2 miesiące i mogę co nieco powiedzieć na ten temat.
Zaczynałem studia na Mechanical and Energy Engineering (4 letnie MEng). Po półtorej tygodnia jednak zmieniłem swój kierunek, lecz o tym nieco później…

Uczelnia dla każdego ze studentów przygotowała Induction Week na samym campusie oraz wiele “zajęć” poza nim przez okres prawie miesiąca.

Induction Week polegał na wprowadzaniu, opowiadaniu oraz oswajaniu nas – studentów – z campusem, czyli kompleksem dokładnie 66 różnych budynków, sklepów, boisk, siłowni, deptaków itp.

Wszystkie zajęcia przez pierwszy tydzień miały charakter opowiadania na czym to wszystko polega i przydzielaniu studentów do grup, przymiarek do PPE (strojów BHP – konieczne ze względu na charakterystykę mojego – już byłego – kierunku) oraz innych takich rozmów, że wykładowcy są po to, by nam, studentom pomagać.

Poza Induction Week na campusie w trakcie “godzin nauki” miał miejsce Welcome Fest. Na campusie jest osobny club o nazwie Asylum i było tam wiele różnych imprez, zwłaszcza tych nocnych. Taki okres dla “świeżaków” (freshers) trwał prawie miesiąc i zaangażowane było wiele różnych miejsc w mieście, ponieważ imprezy organizowane były również poza campusem. Była to ogromna możliwość, aby zaznajomić się z ludźmi nie tylko ze swojego kierunku, ale i z całego roku. Stawały się tu coraz bardziej (już) popularne pre-drinks, by nie wydawać niepotrzebnie pieniędzy w barach, gdzie piwko potrafi kosztować 3 funty. ?
Po tym okresie Induction Week (w między czasie cały czas miały miejsce imprezy integracyjne, ale już nie w czasie “godzin nauki”), nadszedł czas rzekomej nauki. Na różnych rodzajach wykładów czy praktyk mieliśmy możliwość wprowadzenia i zaznajomienia siebie w swoim własnym tempie bez poganiania z programami komputerowymi typu MatLab.

Niestety, nie czułem, by inżynieria była dla mnie super i czułem, że po prostu do tego nie pasuję. Wpłynął na to na pewno fakt, że każdy anglik po skończeniu college’u był już ze wszystkim oswojony, umiał na prawdę wiele, a ja, polak po ukończeniu liceum ogólnokształcącego z rozszerzeniami z języka angielskiego oraz matematyki, byłem strasznie ‘do tyłu’ z materiałem.

Podjąłem decyzję, iż zmieniam kierunek i teraz, jeśli mam być szczery, ani trochę tego nie żałuję. Okres zmiany kierunku trwał raptem kilka godzin, więc wszystko bez najmniejszych problemów.

Studiuję teraz Criminology z Foundation Year. Uważam teraz, że rok zerowy jest świetną możliwością dla międzynarodowych studentów (w końcu dla nich taki dodatkowy rok został docelowo stworzony). Aktualnie mam 7h zajęć tygodniowo (3dni, z czego 4 mam wolne i mam wystarczająco dużo czasu na pracę i solidne przygotowanie oraz oswojenie się z językiem). Obecnie pracuję w fabryce czekolady na 8-godzinnych zmianach płatnych 7.20 basic oraz 10.80 overtime (overtime w soboty oraz niedziele).

Odnośnie samych wykładów czy to na normalnym First Year, czy na Foundation Year, wykładowcy są na prawdę bardzo w porządku. Ich język jest czysty, nie seplenią się i mówią tak, by każdy ich w zupełności zrozumiał. Sam się aż zdziwiłem, lecz rozumiem 95% tego co mówią (te pozostałe 5% to jakieś szczególne słówka, z którymi nie miałem styczności i nie wpływają na zrozumienie ogółu – wyciągam wtedy telefon i szukam w słowniku tłumaczenia, aby na przyszłość już znać dane wyrażenie czy słówko). W stosunkach z innymi ludźmi brak jakichkolwiek problemów i nigdy nikt nie spojrzał na mnie jakoś źle ze względu na moje pochodzenie. Rzekłbym nawet, że mają szacunek oraz podziwiają odwagę, zaangażowanie takich międzynarodowych studentów, iż zdecydowali się studiować w obcym kraju. W końcu trzeba mieć jaja, wieść prym, i walczyć o swoje! Nikt za nas tego nie zrobi i trzeba ciężko pracować, by sobie zapracować na lepszą przyszłość z lepszymi perspektywami po skończeniu studiów w Wielkiej Brytanii.

Każdy tutaj na campusie znajdzie dla siebie coś odpowiedniego. Mam na myśli jakieś dodatkowe zajęcia typu klub badmintona, netballa, futbolu amerykańskiego czy inne kółka teatralne, muzyczne… Jest tego nieskończenie wiele! Na campusie są boiska, sale sportowe czy też siłownia, a poziom tych miejsc jest naprawdę zadowalający, nie wspominając już o cenach dla studentów. Campus sam w sobie ma jakiś wyjątkowy urok i bardzo mi się podoba. Wszystko jest extra zorganizowane, dzięki czemu aż chce się tam spędzać czas.

Dla studentów na campusie świetnie funkcjonuje biblioteka, do której nawet podobnej w Polsce nie widziałem, a jest ona zupełnie FREE OF ANY CHARGES! Budynki, sale, przyrządy i w ogóle wszystko jest najnowocześniejsze – nigdy nie mialem styczności z aż takim dopięciem wszystkiego na ostatni guzik. W porównaniu do tego co mają moi znajomi w Polsce na uczelniach to jak niebo, a ziemia. ? Każdy mój znajomy zazdrości i żałuje, iż sam nie próbował aplikować do UK na studia, bo poziom jest znacznie wyższy, a do tego same perspektywy po studiach o wiele lepsze.

The University of Hull – uczelnia nie występująca w ścisłej czołówce top10 ani top20, więc nie oczekiwałem, iż jest tutaj aż tak to wszystko dograne. W ścisłej czołówce występuje w kilku dziedzinach nauki i cały czas się rozwija, więc jestem przekonany, że będzie tylko lepiej.

Nie można zapomnieć także o atrakcjach miasta w postaci słynnego The Deep (oceanarium, które jest w ścisłej kooperacji z samą uczelnią i na poszczególnych kierunkach ma się tam zajęcia, praktyki itp.), Fort Paul, pobliskim słynnym Humber Bridge czy wielu super muzeach z wejściem zupełnie za darmo.

Bardzo istotne do powiedzenia jest także to, iż na całym campusie jest zupełnie darmowe WiFi, do którego ma dostęp każdy student poprzez zalogowanie się własnym ID oraz hasłem. Są one takie same jak na wszystkie inne platformy tj. Canvas, eBridge itp.

Uczelnia ma swoją własną aplikację na smartfony oraz urządzenia z iOS nazwaną iHull app, gdzie po zalogowaniu mamy dostęp do planu zajęć, mapy do campusu, maila i wiele wiele innych. (dorzucam poniżej screenshot’a menu aplikacji, gdyż ciężko mi o wszystkim napisać). Osobna aplikacja została także utworzona do przeglądania wszystkich zajęć, imprez dla studentów i nazywa się WelcomeFest.

Osobiście University of Hull polecam każdemu. Wiem jak tu jest, jak to wszystko wygląda i szczerze zachęcam spróbować się tu dostać. Dorzucam kilka fotek aby Wam to wszystko zobrazować!

Uczcie się, zdawajcie maturę jak najlepiej i próbujcie się dostać na uczelnie w UK, bo na prawdę warto!

Pierwsze dni Alicji na University of Huddersfield

Jestem w UK trzeci tydzień i jak na razie uważam, że to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Warunków tutaj nie da się porównać do tych w Polsce.

Huddersfield nie jest dużym miastem (mniej więcej 150 000 mieszkańców), ale za to jest typowo studenckie. Uniwersytet jest położony w centrum miasta, obok można znaleźć kilka klubów, pubów, wiec jeśli ktoś lubi imprezy, na pewno znajdzie coś dla siebie. W piątki i soboty wszystko jest wypełnione po brzegi. Na większe imprezy można pojechać do Leeds (20 min drogi pociągiem) lub Manchesteru (40 min). Dużym plusem jest tanie zakwaterowanie, ja mieszkam w akademiku za £75/tydzień, a znajomi mi mówili, że na mieście można wynająć pokój już za £55/tydzień. Oszczędzić tez można na transporcie, ponieważ wszędzie można dojść piechotą.

Myślałam, że moje pierwsze dni tutaj będą bardzo stresujące, ponieważ to był mój pierwszy raz w UK i jechałam sama, nie znając nikogo na miejscu. Przed wyjazdem znalazłam kilka osób z mojego akademika na Facebooku, więc wiedziałam, kogo szukać w pierwszy dzień. Na szczęście uniwersytet mega pomógł organizując Meet & Greet Service z lotniska. Dzięki temu nie musiałam się martwić transferem i od razu poznałam nowych ludzi. Bus zawiózł nas prosto do akademika i od tamtego momentu już nigdy nie byłam sama.

Mam wspaniałych współlokatorów, razem imprezujemy, uczymy się, gotujemy. Domówki są prawie codziennie. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam czas tylko dla siebie. W pierwszym tygodniu starałam się poznać jak najwięcej osób, pozwiedzać miasto, założyć konto w banku, zadzwonić i umówić się na spotkanie o NIN, załatwić formalności na uczelni i zarejestrować się w przychodni. Wszystko przebiegło sprawnie i szybko. Ludzie są bardzo pomocni i przyjaźni. Mimo Brexitu nie spotkałam się z żadnym przejawem wrogości, wręcz przeciwnie. Na domówce, kiedy powiedziałam, że jestem z Polski dziewczyna tak się ucieszyła, ze pokazała mi swój tatuaż, który był po polsku. Większość ludzi tutaj ma znajomych z Polski, więc nie traktują nas gorzej. Miałam już zajęcia na uczelni i w końcu mogę powiedzieć, że uczę się czegoś, co mi się przyda i co naprawdę lubię. Wszystkie przedmioty, które mam, są bardzo praktyczne.

Na uczelni spędzam około 15 h tygodniowo. Na pracę w domu powinniśmy poświęcić dwa razy tyle. Wszystkie materiały są dostępne online – notatki, prezentacje, a nawet nagrania wykładów. W każdym pomieszczeniu są kamery, które rejestrują dźwięk i obraz. Także jak kogoś nie ma na zajęciach lub nie zrozumiał wykładowcy może sobie w domu odtworzyć wideo. Nie martwcie się o poziom angielskiego, większość studentów na moim kierunku jest spoza UK, więc wykładowcy starają się mówić wyraźnie i powtarzają kilka razy. Można też się zapisać na zajęcia z professional English lub skorzystać z pomocy Learning Development Group – maja indywidualne zajęcia, gdzie uczą jak poprawnie napisać esej lub bibliografię. Jeżeli czegoś nie umiecie, nie zostaniecie z tym sami.

Dziękuje bardzo wszystkim ze Smart Prospects, dzięki wam aplikacja na studia była bardzo prosta. Wydaje mi się, ze nawet prostsza niż na studia w Polsce. Udało mi się znaleźć mój wymarzony kierunek, dostałam wszystkie wskazówki co robić, gdzie wysłać. Mimo, ze nigdy nie byłam wcześniej w UK jak przyjechałam na miejsce nie czułam się zagubiona. Wsparcie jakie dajecie jest bezcenne.

/alicja.pngJedno marzenie spełnione, czas na kolejne! ?

Pierwsze dni Weroniki na Lancaster University

Swoją aplikację na studia ze Smart Prospects zaczęłam późno – podania wysłałam w kwietniu. Mimo tego, nikt mnie nie poganiał z wyborem uczelni czy pisaniem Personal Statement. Moja aplikacja była dokładnie sprawdzana, dostawałam sprawne odpowiedzi na pytania. Styczność z SP pomogła mi w najważniejszej rzeczy – uwierzyć w siebie. W taki właśnie sposób, dostałam się na Lancaster University – jeden z 10 najlepszych uniwersytetów w UK!

Początkowo to do mnie nie docierało. Dopiero w tym momencie, gdzie miałam już zapewnione miejsce na uczelni, mieszkanie w akademiku i kupione bilety na samolot – wystraszyłam się. Bałam się, że nie poradzę sobie z językiem, współlokatorów będą denerwować ciągłe prośby o mówienie wolniej. Dużym wsparciem było to, że miałam kontakt z innymi które również aplikowały z SP i miały rozpocząć studia na tej samej uczelni. Razem było nam o wiele raźniej.

Kiedy przyleciałam do Anglii, uniwersytecki autobus odebrał mnie z lotniska i zawiózł pod sam akademik. Początkowo czułam się niepewnie mówiąc po angielsku, ale spotkałam się z wielkim podziwem ze strony ludzi, których tu poznałam i dzięki temu ponownie nabrałam pewności siebie. W ciągu kolejnych dni, zżyłam się z moimi współlokatorami tak bardzo, że spędzamy godziny rozmawiając na wszystkie tematy. Okazało się, że jestem jedną z najbardziej doinformowanych i zorganizowanych osób, jeśli chodzi o funkcjonowanie kursów na uczelni – Brytyjczycy przychodzą do mnie, żebym pomogła im przygotować listę książek czy plan zajęć. 

Campus Lancaster University jest ogromny – więc mimo tego, że co kawałek są umieszczone mapy i strzałki, dodano dodatkowe znaki kierujące nas w poszczególne miejsca. Ponadto, podczas pierwszych kilku dni, na każdym skrzyżowaniu dróg, stali starsi studenci, ubrani w koszulki z napisem „ask me anything” i kierowali zagubionych w odpowiednie miejsca oraz odpowiadali na wszystkie pytania.

Fresher’s week był niesamowitym przeżyciem. Każdego dnia mogliśmy wziąć udział w zajęciach przygotowanych przez uczelnię i studentów – od powitalnej kolacji, przez zwiedzanie zabytków i imprezy, po wyjazd do wesołego miasteczka. Każdy mógł znaleźć coś odpowiedniego dla siebie. 

Lancaster University jest podzielony na 9 college. Każdy student przynależy do jednego college – pozwala nam to bardzo zacieśnić więzi wewnątrz college i stwarza dobrą okazję do drobnych sportowych rywalizacji miedzy poszczególnymi college’ami. 

Tydzień przed przyjazdem do UK dostałam maila z Law School mówiącego o tym, jak zmienił się program nauczania – studenci będą mieli mniej obowiązkowych zajęć, a więcej czasu wolnego na tzw. „private learning”, bo uniwersytet uznał, że lepiej zmienić program, niż ciągle dokładać przedmiotów.

Co do wykładów, od samego początku byłam pozytywnie zaskoczona, ponieważ wszyscy mówią niezwykle wyraźnie i wyjaśniają wszystko w najprostszych słowach – nawet na tak trudnym kierunku jak prawo. A to, że nasi wykładowcy są równocześnie autorami naszych podręczników jest dodatkowym atutem jeśli chodzi o zrozumienie języka i całego przedmiotu. 

Wszyscy są bardzo pomocni i troskliwi. Uczelnia jest niezwykle zorganizowana, a co najważniejsze- nie jestem pozostawiona sama sobie. Najważniejsze co usłyszałam zarówno ze strony Smart Prospects, jak i wszystkich osób pracujących i uczących się na Lancaster University to to, że nie jestem sama, i jedyne czego potrzeba by otrzymać jakąkolwiek pomoc – to powiedzieć cokolwiek.

Pierwsze dni Kuby na University of Warwick

Zaraz po przylocie na lotnisko Birmingham International w hali przylotów powitała mnie grupa studentów w bluzach z napisem „Warwick Helpers” i dużym znakiem z logo University of Warwick. Wokół nich zebrała się grupa kilkunastu osób, które tak jak ja właśnie przyleciały ze swoich, często odległych, krajów i absolutnie nie wiedziały czego się spodziewać. Jednak ekipa „Warwick Helpers” okazała się bardzo pomocna i nie pozwoliła nam ani przez chwilę czuć się zagubionymi. Pomogli nam we wszystkim, od pilnowania naszych walizek, gdy jedlismy lunch, przez zaprowadzenie na przystanek autobusowy aż po pomoc w odnalezieniu naszych pokoi na terenie kampusu.

Jeśli ktokolwiek obawia się, że jego social skills są niewystarczające i nie będzie w stanie zaadaptować się i poznać nowych przyjaciół, to może w tym momencie wykreślić to z listy swoich zmartwień. Każdy fresher czuje dokładnie to samo, co wy. Sprawia to, że wszyscy są dla siebie mili, przyjaźni, otwarci. Nieznajomi sami będą ci się przedstawiać, zapraszać na kawę, imprezę czy wspólne gry – przecież nikt nie chce czuć się samotnie w nowym, nieznanym środowisku.

Wzięcie udziału we Welcome to Warwick Programme okazało się z mojej strony świetną decyzją. Spędzenie 4 dni na kampusie jeszcze przed przyjazdem Brytyjczyków pozwoliło mi zaprzyjaźnić się z ludźmi z każdego zakątka świata np. Argentyny, Kolumbii, Holandii, Malezji, Palestyny czy Singapuru. Czas ten spędziliśmy na udziale w grach terenowych, warsztatach i spotkaniach organizowanych przez societies.

W momencie przyjazdu reszty „pierwszaków rozpoczął się Freshers’ Week. Tydzień ten jest wolny od regularnych wykładów, jednak absolutnie nie jest to czas, który powinien zostać przeznaczony na lenistwo. Jako student Law & Business miałem pokazowe wykłady z profesorami i gośćmi specjalnymi mające na celu zainteresowanie nas tematem studiów i pokazanie kilku z dostępnych ścieżek zawodowych. Oprócz tego na kampusie odbywały się targi klubów sportowych i societies. Sam skorzystałem z okazji i postanowiłem spróbować nowych rzeczy. Zapisałem się na sesje próbne squasha i tajskiego boksu. Z żadnym z tych sportów nie miałem wcześniej styczności, jednak bawiłem się przednio i z pewnością dołączę do tych klubów. Nie można zapomnieć również o imprezach organizowanych przez Student’s Union. Jest to kolejna okazja by poznać mnóstwo nowych ludzi i wytańczyć się bez konsekwencji związanych z porannym zmęczeniem.

Osobny akapit warto poświęcić samym societies. Tworzą one setki możliwości rozwoju dla studentów University of Warwick. Już w ciąguFreshers’ Week znalazłem trzy, w których chcę brać aktywny udział, a są to: Law&Business Society, AIESEC i Enactus Society. Każda z nich pozwala na rozwijanie innych umiejętności. Law&Business Society powstała, by udzielać wsparcia i pomocy studentom mojego kierunku, który łączy w sobie moduły z Business i Law School. AIESEC daje możliwość wyjechania na staż lub wolontariat do egzotycznych krajów i zdobycia doświadczenia zawodowego w innym kręgu kulturowym. Enactus natomiast pozwala brać udział w tworzenie zespołu consultingowego lub przedsiębiorstwa społecznego.  W połączeniu z Polish Society i klubami sportowymi daje to mieszankę, która pozwala uczyć się, zdobywać realne doświadczenie, trzymać formę i dobrze się bawić jednocześnie. Co więcej, zgadzam z tezą, że najbardziej wartościowych i ciekawych ludzi spotyka się właśnie na spotkaniach societies. Jest to dobra wiadomość dla tych, którzy tak jak ja nie przepadają za zabawą w klubach i wolą poznawać ludzi w bardziej komfortowych warunkach.

Na zakończenie chcę zaznaczyć, że ani przez moment nie żałowałem, że znalazłem się na University of Warwick. W ciągu dwóch tygodni poznałem tu wielu wartościowych ludzi z różnych kultur, spróbowałem nowych sportów i znalazłem societies, które odpowiadają moim zainteresowaniomTakże realizujcie swoje marzenia, przykładajcie się do swoich aplikacji, uczcie się pilnie do matur, bo NAPRAWDĘ WARTO! Bezpłatną pomoc w aplikacji na studia w UK tak jak i ja możecie uzyskać rejestrując się klikając tutaj.